sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 5

Ich dom był po prostu... Wow. Ogromny salon, szklane schody, aż się boję pytać ile mają pokoi. Kurcze, dom jak z marzeń. Ogromna kanapa, na której od razu się uwalili. Oprócz Louisa.
- LUDU MÓJ, POCZEKAJCIE NA MNIE, IŻ MUSZĘ PRZEBRAĆ MOJE SZATY. DZIĘKUJE ZA KRÓTKĄ UWAGĘ.
Chyba nie muszę mówić kto tak powiedział. Dla jasności- Louis Tommo Tomlinson.
- Nie pogniewasz się Alex jak ja też pójdę się ogarnąć?- spytał Liam.
- Nie no co ty. Dlaczego miałabym to zrobić? Przecież jesteście u siebie.- uśmiechnęłam się promiennie do bruneta i usiadłam na kanapie.
Więc Louis, Liam i do nich dołączyli się też Niall i Zayn, udali się do swoich pokoi, aby się przebrać. Ja i Harry zostaliśmy na dole, ponieważ stwierdził, że głupio zostawić gościa w salonie, kiedy wszyscy są u siebie. Także, jak chłopcy wrócą to dopiero pójdzie do siebie.

*10 minut później*
Wszyscy już byli. Prawie wszyscy. Czekaliśmy tylko na Louisa. Pewnie nie może czegoś znaleźć albo coś. Czekaliśmy w spokoju w salonie, do czasu kiedy usłyszeliśmy kroki. Momentalnie obróciliśmy się w stronę schodów. Ze chodów schodził chłopak bardzo podobny do Tommo. Jedna różnica. Wyglądał jak marchewka. Ten to ma pomysły. Boże, ciekawe czy taki będzie, jak będzie już miał dzieci. Z góry serdecznie im współczuję.
- Na co masz ochotę Alekxandro?- zapytał się Louis
I właśnie w tym czasie z kanapy wstał Harry. Udał się na górę spiralnymi, kręconymi schodami, pewnie żeby się przebrać.
- Lokers poszedł, czyli już nie będzie tak słodko.- zaśmiał się Zayn. Tylko czułam ja na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Chłopcy chyba to dostrzegli, ponieważ zaczęli się śmiać.
Drzwi wejściowe były stworzone z jasnego drewna. Niewielki przedpokój z ścianami koloru cielistego, białe kafelki. Czarna, szklana szafa dodawała widocznego kontrastu, oraz lampa, również czarna. Po prawo salon. Na samym środku ogromna biało-czarna kanapa. W chwili obecnej oblężona przez piątkę nastolatków oglądających MTV. Telewizor wisiał na czerwonej ścianie na przeciw. Przy kanapie stał nieduży szklany stoliczek do kawy. Za kanapą widziałam duży fortepian. Zakładam, że Louisa. Reszta ścian w salonie była koloru białego, przyozdobiona zdjęciami chłopców, plakatami oraz platynowymi płytami. Nie zapominajmy o oknach, które były duże, aczkolwiek zasłonięte zasłonami. Pewnie ze względu na paparazzi. Tylko tyle zdołałam dojrzeć.
- Chce ktoś czegoś do picia?- niespodziewane na dole pojawił się Harry. Zielonooki miał na sobie czarne rurki, białe conversy oraz biały t-shirt. Nie zapominajmy o fioletowej przywieszcze na nadgarstku z  Leed's Festival.
- A skuszę się na szklankę wody.- uśmiechnęłam się promiennie do bruneta.
- To chodź do kuchni i ci naleję.
Wstałam z kanapy i ruszyłam za chłopakiem, a za mną Niall i Zayn.
Bezdrzwiowe wejście do beżowej kuchni. Po lewej- aneks kuchenny, zmywarka, umywalka i różnego rodzaju szafki o cielistym odcieniu. Po prawej- biały stół z krzesłami. Znowu liczne zdjęcia. Z tego wynika, że chłopcy są dość zgraną paczką. Loczek podał mi przezroczystą szklankę z wodą źródlaną. Zayn wybrał sok pomarańczowy, a Nialler- pączka.
Spojrzałam przez okno- niewielka odległość budynku od bramy. Krótko przycięta trawa oraz inne budynki, inne rodziny, inne życia. Z rozmyślań wyrwał mnie melodyjny głos Zayna.
- Co tam u Emily?
Nawet z nią dzisiaj nie rozmawiałam. Muszę do niej napisać.
- Nie wiem, nie widziałam się z nią dzisiaj nawet.
Wyciągnęłam mojego iphonea i wysłałam krótką wiadomość do przyjaciółki.
Hej, jak tam zajęcia? Daj znać jak sończysz, jestem u chłopaków i wpadniemy po ciebie :) Buziaki A.
- Napisałam do niej, jak odpisze to dam ci znać.- poinformowałam krótko Mulata.
Znowu spojrzałam w stronę okna.
- Co cię tak tam ciekawi?- tym razem był to Harry.
- Nic, po prostu myślę.- opowiedziałam krótko.
- A o czym?- podszedł obok mnie i również zaczął wpatrywać się w okno.
- O wszystkim, o niczym. Macie tu WiFi?- tym razem to ja zadałam pytanie.
- Tak, hasło to LouisLubiMarchew.- zaśmiałam się.
Poczułam wibracje w lewej kieszeni spodni i momentalnie wyciągnęłam z niej telefon. Krótko mówiąc- odpowiedź od Emily. Szybko przeczytałam.
- Zayn, Emily odpisała, że skończy za pół godziny i pyta się czy chcemy się potem z nią spotkać.
- To po nią pojadę. Nawet teraz.- po tycz słowach wybiegł z domu. I nie było już, ani jego, ani Paula, ani busa.
*Emily*
Byłam w trakcie przerażająco nudnego wykładu. Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam bazgrolić jakieś rysunki. Nagle usłyszałam dźwięk pukania, następnie otwierających się drzwi. W nich ukazał się Zayn. Momentalnie kąciki moich ust uniosły się do góry.
- O MÓJ BOŻE ZAYN!
- ZAYN MALIK!
I inne wrzaski i piski opanowały klasę. Zayn odnalazł mój wzrok i podszedł do wykładowcy. Co on wyczynia?!
- Czy mogę zabrać Emily Williams?
Wszystkie dziewczyny spojrzały się na mnie. Myślałam, że umrę. Serio. Oczy profesora powędrowały na Zayna, a chwilę potem na mnie, po czym znowu na Mulata.
- Tak.
Nie obyło się bez kolejnych pisków. Jedna nawet w płacz wpadła. Uniosłam się z krzesła, spakowałam rzeczy i udałam się w stronę drzwi mówiąc krótkie 'do widzenia'.
- Ogłupiałeś chyba.- wypaliłam.
- Stwierdziłem, że godzina utraty lekcji nic ci nie zrobi, a będziesz się świetnie bawić, więc cię zabrałem. Proste.
- Ta, dzięki. To gdzie jedziemy?
- Najpierw do Starbucksa, a następnie dołączymy do Alex i chłopaków.- odpowiedział mi.
Wsiadłam do busa i razem z Zaynem i znanym mi już ochroniarzem wyjechaliśmy.
Kupiliśmy każdemu po shakeu i jechaliśmy w stronę domu. Kiedy już byliśmy na miejscu, pomogłam Malikowi i otworzyłam drzwi.
- Louis, wszystko w porządku?- tylko tyle powiedziałam. Chłopak chyba nie zrozumiał o co mi chodzi, ale reszta zaczęła się śmiać.
- Wiedziałam, że lubisz marchewki, ale czy to nie będzie niebezpieczne, jeśli Louis z tej miłości się zje?
Ponowny śmiech.
- Ja się naprawdę zaczynam o ciebie martwić Lou.- dodałam głosem matki.
- Ale ja tylko oddaję cześć wszystkim marchewkom, przy czym dziękuję im za to, że są ze mną w każdym trudnym momencie.
- A będzie z tobą jeśli zerwie z tobą dziewczyna? Jeśli stanie się coś złego?- uniosłam brew ku górze.
Chłopak wyciągnął ze środka kostiumu pomarańczowe warzywo.
- Będzie.- odpowiedział dumnie.
- Zaczynam się bać.- rzekłam.
- Nie bój się, marchewki cię obronią.- szedł w moją stronę Louis- Marchewka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heeejo :p Co tam u was? Ja mam weekend ^^ Nareszcie. Dziękuję za ponad trzysta wejść :) Pewnie niektórzy mają już tysiące, ale ja się cieszę z trzystu xD Mam nadzieję, że się podoba :> Komentujcie :3

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak Ci obiecałam czytam i zostawiam dowód :D Bardzo mi sie podoba. Pisz dalej. Do później :)

    OdpowiedzUsuń